Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Marja Wisnowska. W więzach tragicznej miłości.djvu/107

Ta strona została skorygowana.

Brnijmy do końca! Podczas, gdy oficer milczał, mówiła dalej:
— O naszem wspólnem samobójstwie myślę już od paru dni a nawet przygotowałam truciznę...
— Pani przygotowała truciznę? — ocknął się niby ze snu.
Skinęła głową. Podeszła do małego stoliczka, znajdującego się przy oknie i z szufladki wyjęła buteleczkę z etykietą. Na niej widniała trupia czaszka, spoczywająca na skrzyżowanych piszczelach. Ongiś zawierała opjum, obecnie była napełniona czystą, na kolor ceglasty, zabarwioną wodą.
— Więc? — zapytała — niosąc złowróżbną flaszkę — umieramy razem?
— Tak! — potwierdził huzar.
— Boże, Boże! — pomyślała z rozpaczą — na nic cała gra, on nigdy nie żartował!
Napełniła dwa duże kielichy szampanem, poczem dolawszy do nich rzekomą truciznę, że wino nabrało koloru czerwieni, ustawiła rzędem.
— Skoro zdecydowaliśmy się, nie mamy co zwlekać! — oświadczyła w duchu postanawiając, iż jeśli kornet ujmie swój do ręki, ona mu go natychmiast wytrąci — ten jest pański... — wskazała — a ten... mój... Pijmy!
Niosła trunek do ust, patrząc, co dalej się stanie. Lecz ku wielkiemu jej ździwieniu, Bartenjew bynajmniej się nie kwapił spełnić żądanie.