wyrzuty — co ja narobiłam! Co ja narobiłam! Mam życie człowieka na sumieniu!
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Bartenjew po ostrej odprawie, jaka go spotkała w sobotę ze strony aktorki, chodził czas jakiś ogłupiały, długo ważąc i obmyślając decyzję. Ostatecznie, w niedzielę, zapakował fotografje, drobne prezenty, które otrzymał a raczej sam zabrał Wisnowskiej i wraz z listem, którego treść znamy — posłał artystce. Uczynił to popołudniu. Gdy służący powrócił z zawiadomieniem, iż Wisnowskiej w domu niema, bo na cały dzień wyjechała do Potoku, kornet zagryzł tylko usta i wyszedł na miasto.
Bez celu włóczył się przez szereg godzin po ulicach, później snać pragnąc się rozerwać, zaszedł do Cyrku, mieszczącego się w Dolinie Szwajcarskiej. Tam napotkał Michałowskiego i choć znał go mało, zaledwie parę razy widzieli się u aktorki, jął go serdecznie witać i prosić, aby razem spędzili wieczór. Zaciągnął tedy muzyka do ogródka a tam wysączywszy uczciwie dwie butelki szampana — niemal siłą powiózł na kolację do restauracji Stępkowskiego. Po drodze przypadkiem przejeżdżano ulicą Nowogrodzką, gdy parokonka mijała Nr. 14, kornet odezwał się do towarzysza:
— Un jour on me trouvera içi mort!
Michałowski nie zwrócił na powyższy frazes uwagi, sądząc, że kornet swoim zwyczajem