— A nie za często będzie? — żartobliwie pytał — Jeszcze ci się znudzę?
— Ty byś miał mi się znudzić? Nigdy!
Gdy śpiewak wyszedł, czas jakiś czytała książkę, poczem o piątej poczęła się ubierać, pragnąc przed wizytą na Nowogrodzkiej, zajść jeszcze do krawcowej Daleszyńskiej, zabrać oddany do naprawy a uszkodzony podczas pożaru „peignoir“.
— Ale, muszę mu to oddać! — rzuciła okiem na leżący na komodzie rewolwer, ongi w Wilanowie odebrany Bartenjewowi — na co mi to!
Zawinęła broń w papier zapowiedziawszy Antosi, że najpóźniej powróci na dziewiątą wieczór; a pan Myszuga, o ile wpierw przyjdzie, by zaczekał i nucąc wesołą jakąś piosenkę zeszła ze schodów.
Powoli, rozkoszując się upalnem powietrzem, podążyła do pracowni. Tam wszczęła pogawędkę, z zamiłowaniem, iście kobiecem wysłuchując, kto się nią zachwyca, lub jakie o koleżankach kursują ploteczki. Nagle spostrzegając, że jest już po szóstej, porwała się z miejsca.
— Ależ się zasiedziałam! No, dowidzenia!
Ucałowawszy się serdecznie z panią Daleszyńską, pochwyciła zawinięty w paczkę „peignoir“ i znalazłszy się na ulicy, wsiadła w przejeżdżającą do dorożkę i poleciła się zawieźć na ulicę Nowogrodzką.
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Marja Wisnowska. W więzach tragicznej miłości.djvu/122
Ta strona została skorygowana.