Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Marja Wisnowska. W więzach tragicznej miłości.djvu/125

Ta strona została skorygowana.

nie łagodny i beztroski humor, rozproszyły ostatnie obawy aktorki. „Jak niesłuszne trapiły mnie obawy! — cieszyła się w duchu; chłopak uspokoił się zupełnie, spełniłam istotnie dobry uczynek!“ Nagle przypomniawszy sobie, że śród gawędy zasiedzieć się musiała bardzo, zapytała która godzina?
— Północ! — oświadczył, spojrzawszy na zegarek.
— Jezus Marja! — pomyślała z przerażeniem, już dwunasta, ja tu siedzę a Myszuga od dziewiątej czeka! — Muszę już iść! — rzekła powstając.
— Prosiłbym, aby pani jeszcze pozostała!
— W żaden sposób nie mogę!
Kornet nagle z uśmiechniętego stał się poważny.
— Czy Palicyn czeka? — zapytał groźnie — Do Palicyna się tak śpieszy?
— Ach, znowu pan zaczyna swoje? — zauważyła niechętnie, kierując się do drzwi.
Bartenjew zagrodził jej drogę i przekręciwszy klucz w zamku, schował go do kieszeni.
— Pani nie wyjdzie!
— Cóż to ma znaczyć? — zawołała oburzona — Proszę mnie pnścić!
Kornet patrzył na nią teraz z szatańskim uśmiechem. Wisnowska zbladła.
— Więc zasadzka? — szepnęła cicho.
— A choćby nawet i tak było!