Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Marja Wisnowska. W więzach tragicznej miłości.djvu/28

Ta strona została skorygowana.

bo zamykamy kasę... Natomiast, gdyby którego dnia panowie zechcieli mnie odwiedzić, będzie mi bardzo miło... bardzo miło... powtórzyła, obrzucając Bartenjewa zalotnem spojrzeniem.
Gdy huzarzy, pożegnawszy artystkę, znaleźli się przed teatrem na ulicy, Bartenjew, który z podwójną energją dzwonił ostrogami a trzaskał długim kawaleryjskim pałaszem, przystanął na chwilę.
— Widzisz... zaprosiła.... oświadczył prężąc pierś dumnie!.. a zauważyłeś jakie puściła do mnie oko... Cudowna, przemiła kobieta...
— Zawsze miałeś szalone powodzenie u niewiast! — odparł z ukrytą ironją Prudnikow — któż się oprze urokowi Bartenjewa?!

ZMARTWIENIA KORNETA

Bartenjew nie omieszkał jednego z najbliższych dni udać się do mieszkania Wisnowskiej. Wybrał się nawet sam bez Prudnikowa. Następnie wizyty swe powtórzył parokrotnie, lecz nie dały mu one tego, czego się spodziewał. Artystka przyjmowała go uprzejmie, lecz raczej chłodno, mimo zachęcającego przy poznaniu uśmiechu. Zresztą zastawał stale liczne towarzystwo, składające się przeważnie z literatów i dziennikarzy, ci zaś nie chcieli mówić po rosyjsku, on zaś sam z trudem mógł się wyjęzyczyć po polsku. Roz-