ła wsparta o fortepian, a gdy skończył, cicho się odezwała:
— Ależ pan jest prawdziwym artystą!
— Nawet czasem piszę wiersze! — wypalił ośmielony, chcąc popisać się „dziełem“, jakie wczoraj spłodził w przystępie natchnienia.
— Proszę koniecznie zadeklamować!
— A czy rozumie pani po rosyjsku?
— Postaram się... więc słucham!
Jął powoli mówić strofy sentymentalnego wiersza, który był nieco ściągnięty z Lermontowa, w rzeczy samej jednak dość dźwięczny. Nazywał się „Marzenie“ i rozpoczynał od słów.
„Ja zowusia miecztoj i nie znajuś z ludskoj,
„Ja lubowju i strastju ziemnoju...
„Otojdi czełowiek, twoj udieł ciełyj wiek
„Tolko gnatsia w stradanjach za mnoj!
OŚWIADCZYNY.
Od tej chwili Bartenjew stał się codziennym niemal gościem w mieszkaniu Wisnowskiej. Zasadniczo nie zmienił zachowania, był nadal pełen uwielbienia i szacunku, niby wierny pies łowił każde spojrzenie artystki, starając się odgadnąć każdą jej myśl, każdą zachciankę. Nabrał tylko nieco więcej śmiałości. Wdawał się teraz, siedząc z nią sam na sam przeważnie, w długie dyskusje, przynosił do czytania książki rosyjskie,