— Przestań...
Wisnowska jednym susem znalazła się przy Myszudze, patrząc nań wzrokiem pełnym oburzenia, chcąc przerwać potok niezasłużonych zarzutów. Ten, snać tylko oczekiwał na odruch sprzeciwu, bo pchnął ją tak gwałtownie, że zatoczyła się i padła na otomanę.
— Ty jeszcze śmiesz mi odpowiadać! — krzyknął — ty... zadusić cię, to mało... podniósł rękę, niby pragnąc wykonać swą groźbę.
Osunęła się przed nim na kolana.
— Zaduś, zaduś... jeśli chcesz — wyszeptała — zaduś... lecz uwierz temu, co powiem... Przysięgam...
— Nie przysięgaj fałszywie!
— Przysięgam! — powtórzyła, nie zważając na wykrzyknik Myszugi — przysięgam na co mam najświętszego, na życie matki, nasze wspólne szczęście, na sztukę... iż nigdy mnie z tym panem nic nie łączyło!... Teraz czyń ze mną co chcesz!
Śpiewak spojrzał badawczo na schyloną u jego stóp aktorkę.
— Bo ja wiem... mruknął sam do siebie, poczem po chwili głośno dodał. — Przysięgasz bardzo efektownie... ale, niestety, twym słowom i zaklęciom przestałem wierzyć. Chcesz mnie przekonać... daj dowód...
— Każdy, jaki zechcesz! — zawołała żywo, powstając.
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Marja Wisnowska. W więzach tragicznej miłości.djvu/83
Ta strona została skorygowana.