— Zapewnie dlatego nie dał odpowiedzi, że się wstydzi swego brutalnego zachowania. Oj, mężczyźni są już tacy, że skoro nam dokuczą, udają jeszcze obrażonych!
A gdy panna Julja ujrzała po tym aforyźmie cień uśmiechu na twarzy Wisnowskiej, pocieszała dalej:
— Olek jest gwałtowny, podejrzliwy, zazdrosny, ale w gruncie, złote to serce... Bądź dobrej myśli... powróci, powróci... a może nawet obecnie medytuje nad jakim sposobem, aby uwolnić cię od huzara...
— Ach, gdyby tak było, jak mówisz! — westchnęła.
Może udałoby się przyjaciółce całkowicie pokrzepić na duchu aktorkę, gdyby nagle nie ozwał się dzwonek u wejściowych drzwi.
— Masz! — zawołała z przestrachem. — Nieszczęście moje idzie, Bartenjew idzie! Nowe przejście mnie czeka, gdy zobaczy, iż połamała się obrączka...
— Co mu powiesz?
— Nie wiem, doprawdy nie wiem! Czuję, iż za chwilę oszaleję! skarżyła się, trąc bezradnie czoło. — Toć ja tych wszystkich awantur nie przeniosę!... Tylko nie opuszczaj mnie, Julo, prosiła, on przy tobie będzie się krępował... jeśli pozostanę sama... na śmierć mnie zadręczy.
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Marja Wisnowska. W więzach tragicznej miłości.djvu/86
Ta strona została skorygowana.