mniej ni więcej tylko z bandą rabusi słynnego opryszka Martina i udzielał szlachetnym bandytom przytułku w swem mieszkaniu. Gdy policja schwytała Martina bomba pękła i prawda wyszła na wierzch. Co prawda udało się Saint Edmée ukryć przed ciekawem okiem sprawiedliwości, lecz tem nie mniej sąd skazał go zaocznie na dwa lata ciężkiego więzienia. Wówczas to, jak twierdzi, powodowany honorem dzieci, postanowił sobie życie odebrać. Oto ostatnie kartki spowiedzi.
25 marca 1852 r. 10½ wiecz. Powróciłem przed chwilą. Zapaliłem ogień na kominku. Wieczór jest zimny. Do łóżka się nie położę. Przedsięwziąłem środki. Umyłem się i ogoliłem. Przygotowałem czystą bieliznę. Nastawiłem zegar, uporządkowałem pokój. Papiery popaliłem.
Sprzedałem dziś rano parę książek, by módz śniadać i zakupić parę świec, które ustawię koło mego ciała, wedle zwyczaju.
Byłem na ul. de la Paix. Moje dzieci zeszły i mogłem je uściskać po raz ostatni. Co za ból! Nic nie podejrzewają. Miały mnie jutro odwiedzić. Wołałem ubiedz fakt.
Pozatem byłem u Zofji. Pytała się co zrobię. Odrzekłem, że udam się w podróż daleką, a gdy zapytała dokąd — odparłem, że nie wiem. Istotnie dokąd się udaję nie wiem. Zresztą obiecałem jej przysłać list.
Północ. Przygotowałem pończochy, koszulę i czystą chustkę — to będzie moje ostatnie odzienie. Czuję, że chwila jest blizka. Doznaję pewnego wzruszenia, mimo odwagi...
Podsyciłem ogień. Wesoły trzask drzew daje złudę, iż ktoś w pokoju jest wraz ze mną. Gdybym nie był opuszczony i oszukany — nie byłbym tu, gdzie jestem. Lecz opuszczony, bez pociechy, bez pomocy, prześladowany, szkalowany i dręczony, nie widzę innego wyjścia... niż samobójstwo.
Godzina druga. Jak czas szybko płynie! Już druga... a na dworze silny wiatr. W duszy czuję burzę. Wsadziłem klucz z drugiej strony drzwi, zaś na klucz nawiesiłem list do mej