przez górną poręcz na Tlafalgar Square, przyczem roztrzaskał, sobie głowę oraz złamał rękę i nogę. Śmierć nastąpiła momentalnie. Mr. Malthus, któremu, towarzyszył jeden z przyjaciół, czekał właśnie na dorożkę. Ponieważ mr. Malthus cierpiał na porażenie, przypuszczać należy, że upadek jego był spowodowany atakiem paralitycznym.“
Tyle wzmianka. Prawda była ta, że drugi członek, wykonawca, co wyciągnął asa trefl, zrzucił nieszczęsnego starca, powodując śmierć.
Nowela kończy się zdemaskowaniem klubu przez księcia i ocaleniem pozostałych członków. Tyle nowela. Lecz nowela ta bynajmniej nie jest fantazją. Jest ona oparta na istotnych faktach.
Już w Egipcie istniały kluby samobójców zwane „sinapotanumenou.“ W czasie Kosulatu, jak piszę Lucas w swej książce „De l‘imagination Contagieuse“ istniały podobne stowarzyszenia, w których każdy członek zobowiązywał się, pozbawić życia. W Paryżu klub taki miał 12 członków, w Berlinie — 6. W Wiedniu w 1824 r. ujawniła policja podobną instytucję, składającą się z 12 osób.
Ostatnio, jak donoszą pisma, istnieje takaż organizacja w Ameryce. Składała się ona z 5 osób, które ciągnęły losy raz na rok. Czterech członków w porządku kolejnym co rok odbierało sobie życie. Pozostał piąty — prezes. W Ameryce, krainie humbugu i sensacji czynione są wielkie zakłady, czy pójdzie on w ślad za innemi, czy też rozmyślił się i z żalem pozostanie na tym padole płaczu i paska.
Tyle o klubach samobójców. Bardzo zbliżone do tego typu są samobójstwa wzajemne, samobójstwa dwóch osób naraz i między prawnikami toczone są zaciekłe dysputy do jakiej kategorji podobne wypadki zaliczyć.
Więc kochankowie trują się jednocześnie, jednocześnie strzelają do siebie, jak czasem się zdarza z pistoletów, okręconych różowemi wstążeczkami, w końcu umawiają się że najprzód jedno zastrzeli drugie, następnie samo życia się pozba-