wiadczenie: ta albo żadna, ten albo żaden; z tym tylko żyć i kochać się mogę, a bez niego (bez niej) życie wydaje mi się jedną wielką czarną odchłanią.
Tak rezonują wszystkie sfery, wszystkie klasy, poczynając od skromnej szwaczuszki trującej się ekstraktem z zapałek — do wielkiej damy, poczynając od osiemnastoletnich pensjonarek a kończąc na wielu dojrzałych niewiastach.
Nie trzeba tu cytować słynnych przykładów literackich czy to Romea i Julji czy też nieszczęsnego Wertera, którego cierpienia miłosne i samobójstwo jako jedyne tych cierpień rozwiązanie tak pięknie opisał Goete — że cały szereg młodych ludzi pod wpływem tej powieści odbierał sobie życie. Sam Goete nawet, na starość, mawiał, że boi się odczytać swoją własną powieść, by nie przyszła mu chętka do samobójstwa. Otóż literackich przykładów cytować tu nie trzeba — życie codziennie nasuwa nam ich dziesiątki. A ta nieszczęsna miłość gnieździ się nawet w takich bagnach i nizinach życia, że niktby jej tam szukać się nie ośmielił. Cytuje więc Belmont w swej „Miłości i samobójstwie“ wypadek jaki się przydarzył — W kaplicy przy szpitalu Magdaleny w Petersburgu rozlega się naraz strzał. Upada człowiek z przestrzeloną skronią u stóp katafalka. W trumnie spoczywa ciało, dopiero co przyniesione, po pokrajaniu, z prosektorjum. Jest to ciało samobójczyni prostytutki. Człowiek, który się zastrzelił u jej zwłok — był agentem ochrany.
Zakochali się. Rodzina nie pozwoliła prostytutce... tak nawet prostytutce wyjść za mąż za ajenta ochrany. Prostytutka uszanowała wolę rodziców, rosyjskich kapuletów. Ale nie mogła przeżyć zakazu... Rosyjski Montecchi ugiął się pod ciosem podwójnym. Śmierć zakochanej, zwykle godzi w serce. Ta uderzyła równocześnie w policzek. Człowiek nie wytrzymał. Zabił się!
Byłoby okrucieństwem odwracać się z obrzydzeniem od tej sceny — choć nie ma ona w sobie klasycznego piękna tra-