„Djalogach o sztuce“ w fragmencie zatytułowanym „Znaki kłamstwa“. „Zarówno kłamstwo jak poezja jest sztuką — sztuką o pokrewnym charakterze, jak określił był Plato — i wymagają najsumienniejszych studjów i bezinteresownego oddania... Jak poetę poznajemy po jego subtelnej melodji słowa, tak samo kłamcę po rytmicznym bogactwie wyrazu, a u żadnego nie wystarcza samo tylko przypadkowe natchnienie chwili, jak wszędzie tak i tu ćwiczenie poprzedza doskonałość...“ Świetny swój błyskotliwy essey opatruje Wilde komentarzem, że „dziwna banalność współczesnej literatury nastąpiła na skutek zaniku kłamstwa, jako sztuki, umiejętności i przyjemności. Takie tedy mamy o kłamstwie najróżnorodniejsze zdania i sądy. Lecz jeśli każdy z nas na pierwszy rzut oka przyznać musi dopuszczalność w bardzo, a bardzo wielu wypadkach w naszych życiowych stosunkach kłamstwa, jako „malum necessarjum“ — jako konieczności, to jakże rzecz się będzie miała z ustosunkowaniem świadomego mówienia nieprawdy do miłości.
Kochanko moja! na co nam rozmowa
Czemu chcąc z tobą uczucia podzielać
Nie mogę duszy prosto w duszę przelać
Za co ją trzeba rozdrabniać na słowa
Które nim słuch twój i serce dościgną
W ustach wietrzeją, na powietrzu stygną.
Kocham, ach kocham, po sto razy wołam
A ty się smucisz i zaczynasz gniewać
Że ja kochania mojego nie zdołam
Dosyć wymówić, wyrazić, wyśpiewać;
I jak w letargu nie widzę sposobu
Wydać znak życia, bym uniknął grobu.
Strudziłem usta daremnem użyciem:
Teraz je z twemi chcę stopić ustami,
I chcę rozmawiać tylko serca biciem