a który wywarł na mnie niezwykle silne wrażenie.
Byłem bardzo zaprzyjaźniony z ś. p. Stanisławem Zabierzowskim, porucz. rez., ostatnio urzędnikiem jednej z instytucji samorządowych w Warszawie. P. Zabierzowski przybył do mnie w piątek o 6 w. dnia 3 czerwca 1938 r. — proszę sobie dobrze zapamiętać tę datę — i wydawał się wielce zdenerwowany. „Mój drogi — rzekł po chwili — muszę ci się zwierzyć z czymś, co mnie mocno dręczy, choć usiłuję do tego nie przywiązywać wagi. Pragnę ci opowiedzić pewien sen, jaki miałem, kiedy byłem piętnastoletnim chłopcem. Śniło mi się wówczas, że znajduję się na nieznanym cmentarzu i stoję przed grobową płytą, na której znajduje się wyryte moje nazwisko. A pod spodem napisy i daty: „został porucznikiem w 1916 r., ranny w 1920 r., odznaczony Virtuti Militari w 1921 r. Dalej, tu pochowana jego matka w maju 1937 r., a on sam zmarł 3 czerwca 1938 r. Wszystko dotychczas spełniło się aż nadto ściśle: zostałem porucznikiem w 1916 r., byłem ranny w czasie wojny bolszewickiej w 1920 r., otrzymałem krzyż Virtuti Militari w 1921 r., matka zaś umarła w maju ubiegłego roku. Ale, na tej tablicy, dzień dzisiejszy jest właśnie oznaczony, jako dzień mojej śmierci. Toć to chyba niemożliwe i sprawdzić się nie może? Mam nagle umrzeć? Nie cierpię na serce i nie żywię samobójczych zamiarów, czego najlepszym dowodem, że na wieczór umówiłem się z paroma przyjaciółmi w restauracji. Więc cóż to znaczy? Kłamie chyba ta diabelska tablica, a tamto były zwykłe przypadki“.
Postarałem się, widząc zdenerwowanie p. Zabierzowskiego obrócić w żart tę niemiłą przepowiednię, choć przyznaję, że zastanowiła mnie ona również.
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Nasze sny.djvu/36
Ta strona została uwierzytelniona.