Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Nasze sny.djvu/47

Ta strona została uwierzytelniona.

jednym miejscu, to druga w zupełnie innym. Pewnego razu panny zobaczyły dwie jednakowe Emilie Sage, robiące te same gesty. Atoli jedna z tych postaci trzymała w ręku kredę — działo się to w czasie wykładu — a druga jej nie miała. Wkrótce po tym, uczenica Antonina Wrangiel, gdy ubierała się przed zwierciadłem, a Emilia pomagała jej z tyłu zapinać suknię, zobaczyła raptem dwie Emilie i zemdlała ze strachu.
Niekiedy sobowtór stawał za krzesłem Emilii, naśladując bez noża i widelca jej ruchy przy jedzeniu. Naśladowania te nie zawsze bywały. Zdarzało się, że Emilia powstawała z krzesła, a sobowtór jeszcze na nim siedział. Kiedyś Emilia zachorowała, a panna Wrangiel czytała jej, siedząc przy łóżku. Nagle nauczycielka zesztywniała, zbladła i wydawała się bliska zemdlenia. Uczenica zapytała ją czy nie czuje się gorzej, odpowiedziała na to słabym głosem: „nie!“ Ale, w kilka chwil później panna Wrangiel spostrzegła spacerującego po pokoju sobowtóra.
Najciekawszy zaś był ten wypadek. Pewnego dnia wszystkie uczenice pensjonatu, zajęte haftowaniem w sali parterowej, zauważyły że Emilia zrywa kwiaty w ogrodzie, gdy jej sobowtór siedzi wraz z nimi w pokoju. Uczenice spoglądały to na ogród, to na fotel i przekonały się, że ruchy prawdziwej Emilii są powolne a twarz jej zdradza cierpienie. Nauczycielka była jakby zmęczona i wyczerpana. Dwie najśmielsze zbliżyły się do fotela i próbowały dotknąć sobowtóra. Uczuły wówczas słaby opór czegoś, co porównywały później do muślinu, lub krepy. Jedna z nich przeniknęła część postaci,