Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Niebezpieczna kochanka.djvu/112

Ta strona została uwierzytelniona.

nigdy nie uczestniczyła. To też, gładząc nerwowo niesforną czuprynę, — dowód stały mocnego zażenowania, bąknął:
— Hm!... Nieporozumienie...
Marta uważała za stosowne dobić go ostatecznie.
— Napewno, nieporozumienie! — rzekła — Zapewniam pana, iż moja opiekunka jest bardzo chora i od miesiąca nie opuszcza mieszkania...
Skonfundowany malarz całkiem już teraz skapitulował.


106