Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Niebezpieczna kochanka.djvu/124

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zamierzasz odzyskać wolność? — potwórzył, jeszcze nic nie rozumiejąc.
— Ach, mój drogi! — zawołała, jakby dotknięta jego niedomyślnością. — Wszak to takie proste! Skoro tylko Zosieńka stanie się oficjalną narzeczoną Boba Szareckiego, uważam, że ustają moje obowiązki względem rodziny Orzelskich. Życzę im jak najlepiej, ale niechaj dają sobie radę bezemnie. Opuszczam ich stanowczo.
— Ty ich opuszczasz? — malarz otworzył ze zdumienia szeroko oczy.
— Natychmiast! A dzień ten już jest bliski. Lada chwila Bob oświadczy się Zosieńce, a wtedy ja uciekam...
— Uciekasz?
— Naturalnie! Toć oni nie dadzą mi tak odejść! Dlatego też przybyłam tutaj, aby cię zapytać zupełnie n serjo, czy pragniesz być ze mną, czy też uważałeś mnie jedynie, jako przelotną miłostkę...
Och, jakże śmiać się musiała w duchu Orzelska, kiedy wymawiała te słowa. Na Krzeszu sprawiły one piorunujące wrażenie.
— Ty... ty... Tamaro... — począł bełkotać — zapytujesz? — Czy ja cię uważam tylko za chwilową miłostkę?... Naprawdę, sprawiłaś mi przykrość... Toć ja dla ciebie skoczyłbym w ogień i piekło! Chcesz poważnie związać się ze mną?
— Zupełnie, poważnie.
— Och, jakżesz jestem szczęśliwy! — zawołał. — Wprost uwierzyć nie mogę...
— A jednak uwierz! Oświadczyła głosem, w któ-

118