Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Niebezpieczna kochanka.djvu/126

Ta strona została uwierzytelniona.

— Pewna nasunie się tylko trudność! — niespodzianie oświadczyła.
Drgnął.
— Jaka? — zagadnął niespokojnie.
— Zniknąć muszę niespostrzezenie, gdyż inaczej zechcą mnie zatrzymywać! Zosieńka pocznie płakać, prosić... A nie jest to tak łatwe, bo przecież wynieść trzeba będzie moje rzeczy... Ty przyjedziesz po mnie samochodem w nocy... i musisz dyskretnie, wszystko, co do mnie należy zabrać dyskretnie... Ja przez ten czas będę pilnowała, żeby się nie pobudzili domownicy.
— Ależ to drobiazg! — zawołał ucieszony, sądząc, że łatwe ma do spełnienia zadanie.
Poczęła teraz tłumaczyć powoli, dobitnie wymawiając każdy wyraz:
— Przyjdziesz do mnie o umówionej godzinie, samochodem i lekko zastukasz w szybę... Szofer musi być, oczywiście, bardzo pewnym człowiekiem, a ja będę oczekiwała na ciebie. Gdy posłyszę pukanie, otworzę okno i wtedy rozpoczyna się najważniejsza część zadania...
— Najważniejsza?
— Moja sypialnia znajduje się obok gabinetu męża. Drzwi pomiędzy pokojami są stale otwarte... Cierpi on na bezsenność i czasem całą noc nie zmruży oka... Śpi stale przy zapalonem świetle, a mnie wzywa raz po raz do siebie, to abym mu podała lekarstwo, to poprawiła poduszki. Postaram się tak urządzić, żeby nie spostrzegł moich przygotowań... Lecz jeśli zauważy jakiś podejrzany ha-

120