duje, gdyż Zosieńka jest niepełnoletnia! Sądzę, że z jej strony nie zajdą żadne przeszkody, choć nigdy nic nie wiadomo... Hrabia miewa czasem różne kaprysy... Od paru dni jest jednak spokojniejszy, a właściwie apatyczny...
Rzuciła na Szareckiego porozumiewające spojrzenie, a ten poczerwieniał.
— Chodźmy do ojca! — wołała panna Zosieńka jakby pragnąc najprędzej usunąć ostatnią wątpliwość — Chodźmy! Nie pojmuję, czemu się lękasz Tamaro... Toć, ojciec...
Umyślnie nie chciała dodać przy Bobie, że od czasu jej przyjazdu do domu, hrabia albo drzemał, albo też bełkotał niezrozumiałe wyrazy. Jakiż z jego strony mógł nastąpić sprzeciw? Toć nieszczęsny nie rozumiał wcale, co się dokoła działo. Zawiadomienie go o przyszłym związku małżeńskim było czczą a bardzo przykrą formalnością, którą należy dopełnić, lecz... serce ścisnęło się w Zosieńce...
— Czyś widział kiedy mojego ojca, Bobie? — cicho zapytała.
— Nie, nigdy! — odparł równie cicho.
— Więc chodźmy!
Rychło znaleźli się, we trójkę, w wielkim gabinecie, w którym paralityk zajmował swe zwykłe miejsce, w fotelu. Siedział, z opuszczoną głową na piersi, a w świetle przyćmionej abażurem lampy, jego cera wydawała się tak żółta, iż sprawiało wrażenie, że to nie żywy człowiek spoczywa w fotelu a trup, lub woskowa kukła.
— Okropne. Cóżem narobił! — pomyślał przerażony Bob — jeśli nie umarł, rychło skona! A prze-
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Niebezpieczna kochanka.djvu/143
Ta strona została uwierzytelniona.
137