Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Niebezpieczna kochanka.djvu/146

Ta strona została uwierzytelniona.

dalej — bo nawet, gdybyśmy zamieszkali oddzielnie, zamierzam często odwiedzać ojca. Jakie to straszne, — zawołała nagle z bólem — kiedy widziałam go po raz ostatni, przed kilku laty, był to jeszcze mężczyzna wytworny, w pełni sił... Zanim wyszłaś za niego za mąż, Tamaro! Później już nie odwiedzał mnie nigdy! A w dzieciństwie, wydawało mi się, że ojciec bardzo mnie kocha.. Brał na kolana i pieścił się ze mną całemi godzinami...
— Kochał cię bardzo! — skinęła głową Orzelska — Stale wspominał o tobie, a gdy jeszcze był przytomny, ale nie mógł utrzymać pióra w dłoni, prosił, abym pisywała za niego...
Zosieńka wytarła chusteczką oczy.
— Wielkie, wielkie nieszczęście!
Hrabina przerwała przykry temat. Pilno jej było powrócić do spraw, które ją interesowały najwięcej.
— Tak, wielkie nieszczęście — powtórzyła — ale my już nic na to nie poradzimy! Uczyniliśmy dlań, co leżało w naszej mocy i nasz obowiązek spełnimy do ostatka... Jeśli zaś, Zosieńko, o twoje sprawy chodzi...
— Moje sprawy?
— To nie czyń sobie wyrzutów sumienia! Przedstawiłaś ojcu narzeczonego, a nie twoja wina, że nie jest w stanie dziś pojąć, co się wokół niego dzieje. Zresztą, mocno jestem przekonana, że gdyby posiadał pełnię władz umysłowych, z radością powitałby Boba, jako swego przyszłego zięcia...
— Och! I ja w to wierzę! — z zapałem przytwierdziła panienka.

140