Krzesz zdziwił się wielce, iż nazajutrz nie przybyła na pozowanie, jak zostało umówione, panna Marta — jego nowa modelka.
Czyżby dotknęły ją natarczywe zapytania, któremi zarzucił pannę? Przykrość sprawiło spotkanie z Orzelską? Przecież nie znały się wcale — i podobno nigdy nie zetknęły się z sobą w życiu.
Malarz wzruszył ramionami. Zagadki, same zagadki. Lecz cóżto go mogło obchodzić. Jeśli nawet opiekunka Marty jest tajemniczą czarną damą, do czego nie chce się teraz przyznać i żywi z jakichś nieznanych powodów zadawnioną nienawiść do Orzelskiej, którą dzieli i jej pupilka — nie zmienia to w niczem planów Krzesza. Bo gdyby, w rzeczy samej, na przeszłości hrabiny leżała ciemna plama, winny były wręcz mu to powiedzieć, a nie bawić się w półsłówka i niedomówienia.
A tak? Krzesz zdecydował się już ostatecznie. Wstrętem go nieco przejmuje myśl, iż będzie musiał użyć gwałtu nad paralitykiem, ale nie jest wykluczo-