Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Niebezpieczna kochanka.djvu/160

Ta strona została uwierzytelniona.

— Czemuż nie miałbyś podołać?
— Widzisz! — począł tłomaczyć, daremnie szukając argumentu, mogącego ją przekonać. — Mam nieznośny charakter, jestem kapryśny, uparty... Czasem wprost staję się niemożebny w pożyciu...
— Trzeba się było zastanowić przed oświadczynami, a nie teraz wywoływać skandal! Bo zerwanie w podobnych warunkach, będzie skandalem.
— Kiedy, Zosieńko...
— Dlaczego — indagowała już spokojniej — wczoraj, lub dziś jeszcze z rana, przed uroczystym obiadem, nie przyszedłeś, aby wysunąć te wątpliwości?... Teraz dopiero niespodzianie, poczynają cię dręczyć skrupuły?
— Naprawdę... — zawołał prawie z rozpaczą — Uwierz w to, co mówię! Posiadam resztki sumienia... Ty nie możesz zostać moją żoną, ani ja twoim mężem! Niech się dzieje, co chce!... Zosieńko!... Nie nalegaj dłużej, bo więcej nic się odemnie nie dowiesz... Ale, właśnie dlatego, że mi chodzi o twoje szczęście — mało mu się nie wyrwało „o twe życie“ — musimy zerwać!
W panience zaszła nagle jakaś raptowna zmiana. Dziecinny wyraz z twarzyczki znikł i nabrała ona wielkiej powagi, a w oczętach zaigrały błyski energji.
— Bobie! — rzekła zmienionym tonem. — Przekonałam się przed chwilą, że nie jesteś złym człowiekiem!
— Czemu? — zapytał, zkolei zdumiony.
— Bo chciałeś zerwać ze mną?
— Więc uwierzyłaś...

154