Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Niebezpieczna kochanka.djvu/164

Ta strona została uwierzytelniona.

go w nim rolę? Świadoma jest przewrotności Orzelskiej? Lecz, w takim razie, powinna go nienawidzieć, uważając za przestępcę — a nie chcieć go ratować.
Nerwowo powtórzył.
— Niebezpieczeństwo? O jakiem wspominasz niebezpieczeństwie?
Uśmiechnęła się zagadkowo.
— Nie pytaj się, skąd wiem. Może domyślam się tylko wielu rzeczy.
Odetchnął. Tak, musiała się domyślać jedynie!
Przedziwna intuicja. A może podpatrzyła jakie czulsze spojrzenie, skierowane w stronę Tamary, lub pochwyciła nieopatrznie rzucone słówko. Czy wie wszystko o Tamarze, czy też przypuszcza, że to wogóle o jakąś kobietę chodzi? Ale ta wzmianka o niebezpieczeństwie?
Dalej nalegał.
— Błagam! Mów wyraźnie, Zosieńko!
Wzruszyła ramionami.
— Próżno prosisz, Bobie! Ty masz swe tajemnice i ja mogę mieć swoje... Niechaj ci to wystarczy! Czy i ty mówisz mi wszystko szczerze?
I znów prosto w serce wymierzony cios. Nadal dręcząca zagadka. Wie, czy nie wie? Och, jakże chętnie złożyłby jej całkowitą spowiedź teraz, z całego swego życia! Lecz, czyż tak postąpić było wolno?
— Ostatnie zapytanie — wyrzekł zduszonym głosem — Skoro odgadłaś, żem związany z jakąś złą i przewrotną kobietą, więc nie wart jestem ciebie, czemu chcesz mnie ocalić?

158