Krzesz powrócił po dziewiątej wieczór do domu. Po wyjściu z pałacyku Orzelskich zaszedł do pewnego znajomego przedsiębiorstwa samochodowego, o którem wiedział, że wynajmuje pojazdy prywatne. Tam, pod pozorem, iż pragnie zaimponować jakiejś przyjaciółce przejażdżką w wytwornym aucie, zamówił luksusowy wóz, prosząc, by ten punktualnie o wpół do dwunastej oczekiwał na niego przed kamienicą.
Oto było wszystko. W rzeczy samej, nieskomplikowane przygotowania.
Im więcej myślał Krzesz nad oczekującą go przygodą, tem bardziej wydawała się ona łatwa. O cóż właściwie chodziło, wedle otrzymanych ostatnio do Tamary instrukcji? Wejść przez otwarte okno, przebyć jej sypialnię, następnie gabinet hrabiego i z garderoby, znajdującej się za tym gabinetem, wynieść walizki. Czemuż nie uczyniła tego sama Orzelska, ustawiając walizki w sypialni, co znacznie uprościłoby zadanie? Bo — wedle jej