Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Niebezpieczna kochanka.djvu/170

Ta strona została uwierzytelniona.

słów — mogło to zwrócić uwagę domowników. Hm... Zbytek ostrożności, lecz może należało tak uczynić, a Tamara lepiej, niźli on, orjentowała się we wszystkiem... Więc trzeba przejść dwukrotnie przez gabinet hrabiego? Zadanie niezbyt trudne. A jeśli się obudzi? Krzesz widział paralityka tylko chwil parę przez uchylone drzwi, lecz wnosząc z jego pozy i bezwładu, mógł żywić nadzieję, że zapadł on w zwykłą apatję i w nocy będzie również nieprzytomny i senny. Zresztą, zapowiedziała Tamara...
Pogwizdując wesoło, wszedł do bramy kamienicy. W myślach już pieścił hrabinę w przedziale sleeping’u, mknącego z zawrotną szybkością do Paryża, expressu... Miłość i sława...
Wtem, te różowe rozważania, przerwał nieco ochrypłym głosem dozorca.
— Proszę pana! Tu jakaś pani, czy panienka parę razy była u pana!
— U mnie? — powtórzył niepewnie Krzesz.
— Tak! Mówiła, że ma ważny interes i jeszcze raz przyjdzie!
— Któżby taki? — pomyślał — Toć nie spodziewałem się nikogo!
Rychło jednak rozwiązał zagadkę. Bo skoro tylko znalazł się w mieszkaniu, posłyszał lekkie pukanie niewieściej dłoni w drzwi. Pośpieszył je otworzyć. Przed nim stała Marta. Musiała widać zauważyć jego nadejście i w ślad za nim podążyła po schodach. On patrzył na nią nieco zdumiony, bo tak pochłonęły go myśli o przyszłej ucieczce, iż zdążył zapomnieć o swej nowej modelce.
— Dziwi pana moja wizyta o tak późnej po-

168