Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Niebezpieczna kochanka.djvu/218

Ta strona została uwierzytelniona.

nym! Bandytą i złodziejem! Ha... ha... ha... Znajduje się w okropnej sytuacji, mniema, że będzie skompromitowany i nie wie, kto go z rozpaczliwego położenia wybawi. Bo, Tamara, oczywiście wyrzekła się wczoraj Krzesza a nawet pierwsza napadała na niego! Cóż z nim robić? Czy nadal grać komedję i udawać, że się wierzy w jego winę czy tu przypuścić go do naszej tajemnicy?
— Wart jest tego — wymówiła Marta — by pomęczył się jeszcze za swą głupotę! Toć, jak siostra, przemawiałam mu do rozumu a on zaślepiony, obrażał się na mnie i nie chciał wierzyć! Obecnie przychodzi opowiedzieć o „dziwnej“ historji, jaka go spotkała, bo oczywiście nie domyśla się na chwilę, że i ja w niej przyjmowałam udział i będzie błagać, abym zechciała mu udzielić ściślejszych informacji o Orzelskiej.
W tejże chwili rozległo się w drzwi mocne, nerwowe stukanie.
— Jest? Zamierzasz go przyjąć?
— Nie wiem, sama!
Zosieńka raptem uderzyła się w czoło.
— A jabym go przyjęła i opowiedziała mu wszystko! Niechaj, stanie się nam pomocny i odkupi swoją winę!
— W jaki sposób!
— Będzie wam towarzyszył, a ty łatwiej wtedy z nią sobie dasz radę! — tu wskazała w kierunku siwowłosej kobiety.
— Może masz rację!
Zosieńka uśmiechnęła się wesoło.
— Czekaj! Ja mu otworzę! Ta, do której pała-

216