Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Niebezpieczna kochanka.djvu/225

Ta strona została uwierzytelniona.

człowiek, napół ruina ludzka, bliski śmierci, dzięki moim proszkom... Ta niewinna Zosieńka, skazana na niechybną zagubę li tylko dlatego, że posiada majątek... Nieszczęsna dziewczyna! Ogarnęło mnie przerażenie... Nie, Tamaro, nie licz na moją pomoc!
Błysk ironji zaigrał w jej źrenicach.
— Stanowczo?
Postąpiła znów ku niemu parę kroków, lecz on skrzywił się z obrzydzeniem.
— Nie złamią dziś mego postanowienia — zawołał — twe najwyuzdańsze nawet pieszczoty! Ani obietnice trwałego związku! Tyś tylko przewrotna kobieta! Nie zbliżaj się! Brzydzę się tobą!
Słowa Szareckiego zadźwięczały z taką mocą, że Orzelska nie mogła nadal powątpiewać. Rzuciła przez zaciśnięte zęby.
— Brzydzisz się mną? Zakochałeś się w Zosieńce?
— Nie wolno mi kochać się w niej! — odrzekł ze smutkiem — Niegodzien jestem tego... Toć o mały włos nie zabiłem jej ojca!
Tamara miała wrażenie, iż wiruje z nią cały pokój. Niby przepaść rozwarła się niespodziewanie u jej stóp. Bob — cała nadzieja — wymknął się z pod władzy. Jak to się stało, pojąć nie mogła, ale, nie ulegało wątpliwości, że przestał działać jej czar na kochanka. Czuła się podwójnie zgnębiona. Cierpiała obrażona miłość własna kobiety i misternie ułożony plan rozsypał się w gruzy.
Lecz jeszcze nie chciała uwierzyć.
— Żartujesz chyba? — z trudem wymówiła przez ściśnięte gardło — Odmawiasz dalszej pomocy!

223