Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Niebezpieczna kochanka.djvu/237

Ta strona została uwierzytelniona.




ROZDZIAŁ XVIII.
Podpiszę...

Stała, patrząc niewinnym wzrokiem na Orzelską i każdy, ktoby ją teraz obserwował, przysiągłby, że to jeszcze dzieciak, nie mający o życiu, ani jego straszliwych tajemnicach, najlżejszego pojęcia.
— Jesteś! — wyrzekła Orzelska, siląc się na uprzejmy uśmiech. — Wyszłaś niespodziewanie, nie powiedziawszy mi, dokąd się udajesz... Byłam już niespokojna o ciebie...
Zosieńka uścisnęła wyciągniętą dłoń Raźnia-Raźniewskiego, poczem żywo zawołała, obejmując hrabinę.
— Niepokoiłaś się, droga Tamaro? Nie było o co! Przecież zawiadomiłam służącą, iż idę na przechadzkę. Czas dził ładny, deszcz nie pada, pragnęłam zwiedzić Warszawę. Toć tyle czasu już tu siedzę i ani razu nie wyjrzeliśmy poza obręb willi! Ciebie również nie było, więc wypuściłam się do miasta. Chciałam trochę się rozerwać, po wypadkach ubiegłej nocy i po tej obrzydłej scenie z malarzem. Ach jakie tam cudne sklepy! Ładniej-

235