Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Niebezpieczna kochanka.djvu/241

Ta strona została uwierzytelniona.

spojrzenia. Postanowienie panny zaskoczyło ich niespodziewanie.
— Czemuż w obecności ojca? — powtórzyła Orzelska, ledwie tłumiąc niezadowolenie. — Przecież twój ojciec jest nieprzytomny i znów nie zrozumie o co chodzi!
— Zrozum, Tamaro! — poczęła zręcznie tłumaczyć. — Taki głupi grymas... Fantazja z mej strony... Niech mi się wydaje, że nic nie robię bez wiedzy ojca. Bo ja, zgóry na wszystko się zgadzam. Domyślam się, że nasza bytność u niego, zamieni się wczczą formalność, tak samo, jak wówczas, kiedy poszliśmy go zawiadomić o moich zaręczynach, ale w każdym razie...
— Sądzisz, że się ocknie? — podejrzliwie zagadnęła Orzelska — Ponieważ oprzytomniał w czasie wczorajszych okropnych wypadków? Niestety! Niedawno odwiedziłam męża! Nadal jest apatyczny i senny...
Zosieńka smutnie skinęła głową.
— I ja — wyrzekła — zajrzałam do ojca, zanim opuściłam willę! Próżno usiłowałam się z nim porozumieć! — Zawiodły mnie nadzieje, że wstrząs, wywołany przez Krzesza, przywróci biedakowi świadomość...
— Pocóż więc go męczyć? Czyż nie masz do mnie zaufania Zosieńko? Nie zamierzam ci zabrać twojej fortuny, a tylko, podjąć drobną względnie sumę, którą pozostawię do twej dyspozycji! Naprawdę, nie pojmuję o co ci chodzi?

239