Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Niebezpieczna kochanka.djvu/250

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zosieńko! — wykrzyknęła głosem, rzekłbyś, pełnym żalu. — W ten sposób odzywasz się? Wierzysz nieprzytomnemu człowiekowi! Przyjmujesz za prawdę niepoczytalne słowa, które z jego ust padają? Toć cierpi na manję prześladowczą!... W czasie ataków, zazwyczaj zwie mnie morderczynią...
Groźna zmarszczka nie znikła z czoła panny.
— Bo i jesteś nią, pani! — wyrzekła stanowczo — A raczej podłą i przewrotną kobietą! Hrabia Orzelski oddawna jest przytomny i zdążył powtórzyć mi wszystko! W jaki sposób obchodziłaś się z nim przez lat tyle! Wczoraj wieczór prosiłam go umyślnie, by nadal udawał apatję i senność! Aby was lepiej przyłapać! Nie pomogą dalsze kłamstwa i wykręty...
— Kiedy...
— Zbyt wiele zebrałam o pani danych i znam jej przeszłość! Wiem, również, kim jest wytworny baron Raźnia-Raźniewski! Mam-że powiedzieć? Twoim kochankiem i zbiegłym z więzienia fałszerzem! Dość intryg i obłudy!... Nadszedł czas kary...
— Ach!...
Chrapliwy odgłos wyrwał się z gardła Orzelskiej. Zamieniła błyskawiczne spojrzenie ze wspólnikiem.
Rzekomy baron wypuścił monokl z oka i stał, pozornie, zimny i sztywny, ale, znać było, że nie cofnie się teraz przed niczem.
— Ty żmijo! — zasyczała Tamara, zrzucając maskę — Udawałaś naiwną dziewczynkę, aby nas lepiej szpiegować i podejść! Wybiegłaś rano z domu,

248