Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Niebezpieczna kochanka.djvu/261

Ta strona została uwierzytelniona.

torebki pieniądze, zachowane na czarną godzinę i kilka drobniejszych klejnotów, które się nie znalazły wczoraj w walizce, wyniesionej przez Krzesza.
Wszystko, nareszcie! Nic więcej nie zabierze, a tego co posiada na ucieczkę i wygodne życie zagranicą starczy.
Kapelusz, palto... i już może opuścić willę. Lecz gniew jej przeciwko mężowi był tak wielki, iż gdy ubrana do wyjścia, z powrotem przechodziła przez gabinet, w którym znajdował się chory, nie mogła się powstrzymać i na chwilę przystanęła przed jego fotelem.
— Opuszczam cię więc, najdroższy małżonku!... — zasyczały pełne jadu słowa. — Aby kędyś daleko, powetować sobie z kochankiem lata, stracone przy twym boku! Ja cię dręczyłam, a tyś mnie otumaniał mirażem miljonów, które nie stanowiły twej własności! Jesteśmy kwita! Ja o tem zapomnę, w objęciach innego! Lecz i tobie, radzę, o mnie zapomnieć! Noszę to samo nazwisko, co ty i twoja córka, i wszelkie prześladowania, wymierzone w moją stronę, okryłyby tylko skandalem waszą rodzinę.
— Nie myślę cię ścigać! — wyrzekł z godnością. — Niech się los na tobie za krzywdy, jakich doznałem, pomści! Odejdziesz, wolna.
— Krzywdy? — mruknęła. — A tyś nikomu nie wyrządził krzywdy?
— Ja?
— A tamta? Wszak to, co się stało, nastąpiło za twoją zgodą i przy twej pomocy! Na zawsze pozostaniesz moim wspólnikiem!

259