Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Niebezpieczna kochanka.djvu/27

Ta strona została uwierzytelniona.

ralityka marynarkę. Lecz Orzelska pojęła, że najwymyślniejsze tortury, nie zdołają przełamać dziś oporu tego na wpół trupa. Zależało zaś jej, by go jakiś czas jeszcze utrzymać przy życiu.
— Hm! — rzekła, symulując współczucie. — Pragnę ci udowodnić, żem lepsza od ciebie... Zostaw go Iwanie, w spokoju...
Olbrzymi kozak ze zdziwieniem obrzucił hrabinę wzrokiem z podełba, ale odstąpił, posłuszny rozkazowi.
— Nie będę się obecnie znęcała nad tobą! — mówiła dalej. — Bo sądzę, że gdy się zastanowisz, sam nabierzesz rozumu... Tamto, ma nastąpić dopiero za trzy dni... Daję ci więc dobę do namysłu...
Poruszył przecząco głową, lecz ona udała, że nie widzi tego ruchu.
— Dobę do namysłu! — powtórzyła. — A inaczej... Nie miej do mnie żalu, lecz wiedz, co cię czeka... Tu idzie zbyt poważna gra!... Ustąpisz, lub zginiesz!...
— To zginę! — szepnął. — Ja już przestałem się bać śmierci! Śmierć jest czasem lepsza od życia...
Odwróciła się od niego i skinąwszy na kozaka, żeby udał się w ślad za nią, wyszła z gabinetu.


21