Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Niebezpieczna kochanka.djvu/270

Ta strona została uwierzytelniona.

Zgrzytnął klucz.
Znalazł się w sieni, uwięziony.

Ale, gdy ucichł odgłos kroków Tamary i rzekomego barona, pośpiesznie jął się szarpać usiłując corychlej się oswobodzić od krępujących go sznurów. Szło mu to wolniej, niźli sądził, wreszcie jednak więzy opadły.
Nadstawi ucha.
Z dalszych pokojów nie dobiegały żadne szmery. Musiała zbrodnicza para już opuścić willę. Należy tedy uwolnić natychmiast Zosieńkę!.
Nie podejrzewając podstępu, mocno nacisnął guzik, wskazany przez przewrotną kochankę. Mniemał, że Tamara zadowolniwszy się łupem znacznym i zapewniszy sobie bezkarność, w rzeczy samej, poprzestanie na chwilowem uwięzieniu domowników.
Później nacisnął po raz drugi i trzeci... Nie nastąpił jednak skutek, zapowiedziany przez Orzelską. Nie posłyszał skrzypu otwierających się drzwi, ani też nie ujrzał Zosieńki.
Zdziwiony, jął rozglądać się dokoła. Na ostatek, spostrzegł, kręcone schodki, prowadzące do suteryn i bez wachania, rzucił się w tę stronę.
Lecz, choć rychło znalazł się na dole i w długim korytarzu, odszukał przy pomocy zaświeconych zapałek kontakt elektryczny i przekręcił go, a potem

268