Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Niebezpieczna kochanka.djvu/282

Ta strona została uwierzytelniona.

Kręte schodki wiodły na górę.
Dotarła, do maleńkiej platformy. Tu, w półmroku dojrzała parę drzwiczek.
Jedne, wiodły na prawo — a drugie na lewo? Które stanowią, właściwe wyjście?
Nacisnęła guziczek, otwierający pierwsze drzwi.
Zajaśniała przed nią, dobrze znajoma jadalnia. Drzwiczki były ukryte w drewnianych, rzeźbionych buazerjach, biegnących wzdłuż sali i nikt nie mógł się domyślić, że tam znajduje się potajemne przejście. Przez tę jadalnię, a następnie duży salon, docierało się do gabinetu Orzelskiego i Zosieńka odniosła nawet wrażenie, że stamtąd dobiega ją gwar zmieszanych, podnieconych głosów.
— Więc może zdążyli! — z jej piersi wydarło się westchnienie ulgi. — Nie ujdzie bezkarnie, Tamara! Zaraz tam pośpieszę!
Lecz przódy, chciała zaspokoić swą ciekawość. Dokąd wiodły te drugie drzwiczki?
Poruszyła odnośną sprężynę — i w pierwszej chwili nic nie dojrzała w ciemnościach.
Gdzież jest?
Dopiero, po upływie kilku sekund, zorjentowała się, że się znajduje wewnątrz wielkiej, gdańskiej szafy.
Tak, gdańskiej szafy...
Szafa ta stanowiła ozdobę przedsionka i zazwyczaj używano ją zamiast wieszaków. A sprytny kozak Iwan, tu pomieścił potajemne przejście, by swobodnie móc się przedostać do hall‘u.
Na wszelki wypadek, zabezpieczył sobie dwie drogi.

280