Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Niebezpieczna kochanka.djvu/284

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wszystko pojmuję! Takie zlecenie otrzymałeś od Tamary?
— Tak! — stropił się nieco.
— Wiesz, żeo mały włos, nie zabiłeś mnie własnemi rękami, coprawda, niechcący...
— Ja?
— Że chciałeś wrzucić mnie w przepaść!
Przestać żartować, Zosieńko!
— Bynajmniej nie żartuję, głupiutki Bobie! Wiedz o tem, że ten guzik, na który naciskałeś, sądząc, że mnie uwolnisz, w rzeczy samej kieruje w podziemnym pokoiku ruchomą podłogą. Gdy go silniej poruszyć, podłoga usuwa się z pod nóg, a ten, który znajduje się tam uwięziony, spada do głębokiej studni...
— Boże! — wykrzyknął przerażony. Co za potwór z tej kobiety! O, jakże szatański wymyśliła ona plan! Mało jej było tego, że ty zginiesz, lecz chciała, abym ja się stał mimowolnym twym mordercą i później, z rozpaczy odebrał sobie życie! Potwór...
— Tak, potwór to prawdziwy, Bobie!
— Lecz, jak ci się udało uratować? Drżę jeszcze na samo wspomnienie niebezpieczeństwa, które przeżyłaś!... Przecież, to nie ja, otwarłem ci drogę do wolności!
— Stał się cud! Istny cud! Kiedy już zwątpiłam w swe ocalenie i byłam przekonana, że za chwilę w przepaść runę, moje palce natrafiły na guziczek, ukrywający inne potajemne przejście. Wybudował je ten kozak Iwan, o którym musiałeś słyszeć.
— Godny pomocnik Orzelskiej!
— Otóż wybudował je, bo znał ją dobrze i przy-

282