pani wymysłów! O prawdzie, łatwo może się pani przekonać, gdy zajrzy do jego gabinetu!
— Ciekawam!... ciekawam... — rozległ się chichot. — Ale i ty ze mną tam pójdziesz!
— Oczywiście!...
Hrabina, rzuciwszy kochankowi porozumiewawcze spojrzenie, by postępował w ślad za nią, rzekła, idąc w kierunku pokoju paralityka.
— O tam...
— Dobrze!... dobrze... — nieznajoma zasyczała w odpowiedzi. — Idź przodem... I nie sil się na podstępy! Żaden dziś się nie uda! A ten twój gach — jej podniesiony palec wskazywał rzekomego barona — ten niechaj posłucha, co mam do powiedzenia!
Awanturnik skinął głową. Pojął plan Tamary. To też, starannie zamknął drzwi od bocznego wejścia i niby zwierz, w każdej chwili gotowy do skoku, skierował się w stronę gabinetu, tam przystając na progu.
Tymczasem hrabina opanowawszy się już całkowicie, wskazała na Orzelskiego, gdy wraz z nieznajomą znalazły się w jego pokoju.
— Oto, on!
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Niebezpieczna kochanka.djvu/289
Ta strona została uwierzytelniona.
287