Paralityk od paru chwil, słysząc zdala głośną rozmowę, nadsłuchiwał pilnie. Może sądził, że Tamara już opuściła pałacyk, że przybywa uwolniona Zosieńka i że na zawsze skończyły się jego męczarnie.
Teraz, widząc tę, która wraz z Orzelską do gabinetu weszła, zblad i cicho jęknął. Jeszcze nie wierzył, by to było możliwe, choć Tamara w niedawnej rozmowie przygotowała go na straszliwą wizytę
— Żyje? — wybełkotał.
— Żyję... żyję... — powtórzyła czarno ubrana kobieta. — Sądziłeś, że pozbyłeś mnie się na zawsze?...
— Ale, w jaki sposób ocalałaś?
— Hm... Bywają cudy!
Zastawił rękoma twarz, jakby z całej mocy odpychając od siebie złe widmo.
— Niepojęte!... — wyszeptał.
— A jednak ocalałam i przybyłam do ciebie...
Oderwał dłonie od oczów i jakby zapomniawszy