Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Niebezpieczna kochanka.djvu/306

Ta strona została uwierzytelniona.

z pod której przedzierały się tylko nieludzkie ryki wściekłości i bólu.
W tejże samej chwili, z zewnątrz pałacyku rozległy się kroki, a Krzesz, stojący w pobliżu okna, zawołał:
— Wywiadowcy!
Spostrzegł ich widocznie i Raźnia-Raźniewski, bo wyprostowawszy się raptem i odskakując od kochanki wykrzyknął groźnie, jakby powziąwszy jakieś tragiczne postanowienie:
— Tamara zeszpecona! Po mnie zjawiają się wywiadowcy! Ja mam przeżyć to wszystko? Nie!... Lecz, niech i tamta zginie!
I zanim, ktokolwiek zdążył temu przeszkodzić, wyciągnął browning z kieszeni i strzelił w stronę czarno ubranej kobiety.
Trafiona, prosto w serce, zwaliła się, nawet bez jęku, na podłogę...
A później, fałszywy baron, lufę browinga skierował w swe usta...


304