Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Niebezpieczna kochanka.djvu/310

Ta strona została uwierzytelniona.

panna Marja, znajdując się w ostatniej biedzie, nie mogła nic zapłacić.
— Ach, rozumiem...
— Zgodziłam się! A kiedy prawdziwa Zosieńka, przybyła z zagranicy, oczekiwałam na nią w mieszkaniu panny Marji i tam zabrawszy jej walizki i papiery, jako hrabianka Orzelska, wyruszyłam do pałacyku...
Świenie!
— Co dalej się stało, zbyteczne opowiadać! Panna Marja wraz z Zosieńką z trwogą oczekiwały na przebieg wypadków, a sytuacja ich pieniężna do tego stopnia stała się ciężka, że Zosieńka, aby nieco ulżyć swej opiekunce, zgodziła się nawet pozować Krzeszowi...
— Stąd ta znajomość!
— Tak! Wreszcie nadszedł dzień przeznaczony na zdemaskowanie Tamary! Wszystko ułożyłam znakomicie! Lecz nie wiem z jakiej przyczyny, Zosieńka z Krzeszem spóźnili się blisko o godzinę, a moje nerwy nie wytrzymały... Wybuchnęłem za wcześnie...
— I ja ci spieszyłem na ratunek! — przerwał. — Obawiałem się, że po mojej rozmowie z Tamarą...
— Spotka mnie nieszczęście! — mocno uścisnęła jego rękę. — Bogu dzięki, nie spotkało! Tymczasem, panna Marja, którą od rana ogarnął szał, zdołała się wyrwać Zosieńce i Krzeszowi, a obawiając się, że tamci jej w tem przeszkodzą pierwsza pobiegła do willi, z zamiarem pomszczenia się na Orzelskiej...
— Udało się to jej! — szepnął. — Zeszpeciła

308