Krzesz niedługo czekał na zaproszenie od hrabiny. We dwa dni później, zrana zjawił się w jego skromnej pracowni, rosły kamerdyner — kozak Iwan — i nie patrząc mu prosto w oczy, oświadczył:
— Bilet od pani hrabiny! Prosi o odpowiedź!
Malarz rozerwał kopertę z niecierpliwością. Orzelska w tonie więcej, niż uprzejmym oznajmiała, iż jeśli artysta się nie rozmyślił i portretować ją zamierza, cały dzisiejszy dzień pozostaje w domu i chętnie mu służy.
— Będę za dwie godziny! — zawołał ucieszony.
— Dobrze! Powtórzę! — mruknął kozak, spojrzawszy na malarza z dziwną nienawiścią, ale ten nie zauważył tego spojrzenia.
W dwie godziny później, Krzesz wyświeżony, i wyelegantowany, wdziawszy na siebie swą najpiękniejszą, aksamitną, czarną kurtkę, zapakował do taksówki duże płótno na ramie, stalugi, pudełko z farbami i kazał się zawieść do pałacyku hrabiny.