— Nie! — rzekła, w odpowiedzi na to nieme zapytanie — Jeszcze nie teraz... Już druga. A ja o drugiej zwykle spożywam skromny posiłek. Bardzo mi miło, że pan przybył wcześniej i sądzę, że zechce mi przy nim asystować.
— Ależ, z największą chęcią, pani hrabino! — wykrzyknął uradowany, iż podczas obiadu potrafi z piękną kobietą bliżej się zaprzyjaźnić.
Rychło zajął Krzesz naprzeciw Orzelskiej miejsce w sali jadalnej. I tu oko jego nie mogło się oderwać od szaf gdańskich i ciężkich krzeseł, utrzymanych w stylu średniowiecza. Znajdowali się tylko we dwójkę przy stole, a gospodyni uznała za właściwe usprawiedliwić nieobecność męża.
— Znów dziś bardzo źle się czuje! — wymówiła ze smutkiem. — Widok obcych go drażni! Czasami i moja obecność jest mu przykra. A ponieważ obawiam się ataków, posyłam potrawy do gabinetu, a posiłki spożywam sama.
— Hm! — mruknął Krzesz, myśląc, że nie do pozazdroszczenia jest los tej wytwornej pani przy boku szaleńca.
— Cóż? Nie zawsze życie ściele się po różach! — dodała, jakby chcąc spotęgowć jeszcze to wrażenie w malarzu.
Zażenowany, nie śmiąc się wyrwać z jaką niepowołaną uwagą, jął gwałtownie pałaszować przekąski. Zapowiedziany przez Orzelską skromny obiadek, w rzeczy samej nazwać było można luksusową ucztą. Przynajmniej, w pojęciu Krzesza, nieprzywykłego do podobnych smakołyków. Nie brakło tam ani potraw wykwintnych, ani szeregu butelek z zagra-
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Niebezpieczna kochanka.djvu/40
Ta strona została uwierzytelniona.
34