wspomnienie o czarno ubranej kobiecie. Ale wnet przykra myśl znikła.
— A gdybyż zmartwychwstała nawet! — szepnęła... To i tak sobie poradzę! Toż to obłąkana...
Wyszła pośpiesznie do sąsiedniego pokoju.
— Iwanie! — padł głośny rozkaz. — Teraz siódma, a panienka przyjeżdża o ósmej! Bierz samochód natychmiast i jedź na jej spotkanie!
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Lecz Iwan nie spotkał hrabianki.
Może na pół godziny przedtem, z pociągu kurjerskiego przybywającego z Paryża, wysiadła z przedziału drugiej klasy, młoda, osiemnastoletnia panienka, sama, niosąc skromną walizeczkę w dłoni. Była to wysmukła blondynka, ubrana skromnie o delikatnych i prawidłowych rysach, na twarzy której malowała się wielka dobroć, choć jednocześnie i pewien smutek.
Z wahaniem rozejrzała się dokoła i widocznie nie spostrzegając tego, kogo jej wzrok poszukiwał, pośpiesznie skierowała się do wyjścia. Rychło zajęła miejsce w taksówce, rzucając szoferowi adres odległej ulicy.
Panienką tą była hrabianka Zofja Orzelska — lecz taksówka nie skierowała w stronę placyku jej ojca.
Wręcz w odwrotną stronę...
A gdy po dłuższej jeździe samochód zatrzymał się przed niską i odrapaną kamienicą jednej z odległych od śródmieścia uliczek, wysiadła z auta, pozostawiając tam walizeczkę i polecając szoferowi zaczekać.