Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Niebezpieczna kochanka.djvu/59

Ta strona została uwierzytelniona.

z równie niedoświadczoną osóbką... To też pochwyciwszy ją w ramiona znakomicie jęła odgrywać komedję.
— Zosieńka kochana! — wyrzekła, obsypując ją pocałunkami. — Moje złote maleństwo! Nie znając cię wcale, tak właśnie sobie wyobrażałam, że wyglądasz... Ładna i bardzo jeszcze dziecinna dziewczynka... Doprawdy rada jestem, żeś przyjechała... Smutno samej mi było w tym domu... Zazwyczaj stosunki pomiędzy macochą a pasierbicą nie są zbyt serdeczne, lecz mam nadzieję, będziemy stanowiły wyjątek... Uważam cię już za młodszą siostrę... Nie gniewasz się chyba, że ci mówię po imieniu... Zosieńko...
— Ależ bardzo proszę! — odparła rumieniąc się mocno i z pewną nieśmiałością odpowiadając na czułości Orzelskiej.
A gdy znalazły się w dalszych pokojach willi, pani Tamara uważała za stosowne dalej wyjaśniać.
— Chcę uniknąć na wstępie wszelkich tarć między nami! Siedząc tam zagranicą, mogłaś sądzić, że wyszłam za twojego ojca jedynie przez wyrachowanie, dla majątku... I mogłaś żywić żal do mnie zato... Mogłaś przypuszczać, że wpłynęło to na oziębienie twego stosunku z ojcem... Otóż, zapewniam, że nigdy nie uspasabiałam go źle do twojej osoby... a co zaś mnie się tyczy, rychło poznasz, jakiem jest moje życie... Zamieniłam się w pielęgniarkę...
— A ojciec? — wyrzekła nieśmiało Zosia.
Orzelska uczyniła smutną minę.
— Pragniesz go coprędzej zobaczyć? — odpar-

53