moje nazwisko plenipotencję, abym zarządzała majątkiem... Bo i taki już plan powstawał w mej głowie. Wydobyć plenipotencję, na zasadzie jej sprzedać, co się da i uciec. Ale daremne były wszelkie wysiłki. Czy stary bałwan zorjentował się, o co chodzi, czy też trapiły go wyrzuty sumienia, w żaden sposób poradzić sobie z nim nie mogłam. Dochodziło nawet do scen gwałtownych, używałam presji — tu Orzelska nie uznała za wskazane powtórzyć jakiego rodzaju była ta presja, a również opowiadać o znęcaniu się nad paralitykiem — Więcej jeszcze. Jeden z ludzi całkowicie mi oddanych, zaraz opowiem ci o nim — wynalazł niezwykłe proszki, utrzymujące człowieka w stanie na pół przytomnym i osłabiające wolę.
— I to nie pomogło?
— Nie pomogło! A uważałam za zbyt ryzykowne podpisywać za Orzelskiego, lub ująwszy go w takim stanie za rękę, wodzić nią po papierze... Prawnicy mogli się na tem poznać...
— Słusznie...
— Tak więc się przedstawiały te sprawy...
— Teraz pojmuję — przerwał, a w jego tonie zadźwięczała serdeczniejsza nuta. — Teraz pojmuję, czemu nieznaczne od ciebie otrzymywałem przesyłki i czemu nie pośpieszyłaś mi z wybitniejszą pomocą...
— Wyciągałam z mojego starego bałwana, co się dało, lecz jego osobisty majątek nie był wielki... Pieniądze te rozeszły się na dwukrotne daremne próby urządzenia twej ucieczki... Później mogłam przesyłać tylko sumki mniejsze... Sądziłam, że wyczujesz, iż szykuję duże uderzenie... A gdyby po-
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Niebezpieczna kochanka.djvu/80
Ta strona została uwierzytelniona.
74