Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Niebezpieczna kochanka.djvu/93

Ta strona została uwierzytelniona.

ła go ze sobą, udając się na rozmowę z kozakiem! Lecz, czyż mogła przypuścić, że ta rozmowa przyjmie obrót podobny?
Niczem furja, z bronią w dłoni, wypadła hrabina z pokoju. Lecz daremnie szukała Iwana. Znów znikł, widocznie opuściwszy pałacyk. Przepadł tak samo, jak dzisiejszego popołudnia.
Orzelska postała chwilę na tarasie willi, próżno szukając sylwety kozaka na dworze, śród mroku. Wokół szumiały drzewa, a ostry jesienny wiatr, zimną falą studził jej rozpalone policzki.
Lecz nawet ten chłodny wiatr nie przyniósł pożądanego ukojenia rozszalałym nerwom hrabiny. Podniecona do ostatecznych granic, powróciła do sypialni i sama nie mogła określić co dręczy ją bardziej — czy sponiewierana ambicja, czy też uczucie lęku. Bo podobne zerwanie z Iwanem przynieść mogło nieobliczalne następstwa, mogło rozbić najśmielsze plany. A nuż, po raz drugi, zechce zdradzić, tym razem ją i o wszystkiem władzom opowie? A nadodatek wyda Ryszarda?

Całą noc Orzelska nie zmrużyła oka, zasnąwszy dopiero niespokojnym, gorączkowym snem, nad ranem.
Nagle poczuła, jak jej obnażonego ramienia dotyka czyjaś niecierpliwa ręka.
Zbudziła się z okrzykiem przerażenia.
— Co... co się stało? — wybełkotała, przeczuwając najgorsze.
Pochylona nad nią subretka wyrzekła powoli,

87