Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Niebezpieczna kochanka.djvu/99

Ta strona została uwierzytelniona.

cha“, nago! Ucharakteryzowana na wampirzycę!.. Okropne... A u ciebie będziemy swobodni...
Pojął i o mało nie podskoczył z radości.
— Masz rację! Kiedy mam oczekiwać?
— Nie wiem jeszcze! Za parę dni... Nie omieszkam cię zawiadomić!
Krzesz nagle uderzył się w czoło.
— Wspomniałaś zeszłym razem o jakiejś sprawie?
— Och, gdy się zjawię w pracowni, wszystko obgadamy dokładnie!
Odeszła szybko od Krzesza, jakby obawiając się, że ich dłuższa rozmowa zwrócić może uwagę. Tem bardziej, że siedzący nieco bokiem do nich baron, rzucił, niby od niechcenia, parę badawczych spojrzeń w tę stronę.

Krzesz, opuściwszy pałacyk, powrócił do swej pracowni. Był to wielki pokój na ostatniem piętrze jednej z warszawskich kamienic, o szklanym dachu i iście, artystycznym nieładzie. Prócz niezliczonej ilości obrazów, wiszących i opartych o ściany, widniały tam i figury gipsowe i fotografje dzieł sztuki, a w kącie wyrastał kościotrup, duma Krzesza, wycyganiony od któregoś z zaprzyjaźnionych medyków. Wielki stół, pośrodku pracowni, uginał się pod stosem szkiców i ilustracji, znajdującą się na nim, napoczętą butelkę koniaku, otaczał wieniec brudnych kołnierzów, jakiś zapomniany krawat barwną wstęgą zwisał ze stołu. Jeśli dodać do tego parawan, a za tym parawanem dość szeroką otomanę, na której sy-

93