biorą za mego ojca. Tylko, że do tego czasu fortuna nasza do znacznych rozmiarów wzrośnie. Pragnę, by syn mój miał tytuł: zwać się będzie hrabią Saint-Germain.
— To nadzwyczajne! — zawołałam — lecz jakiż tego cel, czemuż przedłużać z ojca na syna te zadziwiające podobieństwa?
— Wszak to takie proste — odrzekł — pomyśl tylko pani... Staje przed pacjentem człowiek, o którym wszyscy wiedzą, ba! nawet przysięgać mogą, iż żyje od niepamiętnych czasów. Jak wielkiem będzie zaufanie do tego chodzącego przykładu nieśmiertelności? A wiara chorego jest jednem z najpotężniejszych lekarstw. Uderzyć silnie w stronę moralną — a bezwzględnie się to na ciele ludzkim odezwie. Pani jest najlepszym przykładem
— Ja?
— Czyż nie zachowała „belle Ninon“ swej urody do lat osiemdziesięciu?
— Istotnie...
— A co zawierały tajemnicze flakony? — czystą wodę.
— Niemożebne!
— Tak czystą wodę, zlekka nieszkodliwą substancję chemiczną zabarwioną. Uwierzyła w to pani i eksperyment się udał. Lecz przyznaję, ojciec mój posunął się zbyt daleko, dając do zrozumienia, iż miał miejsce pakt djabelski. Wszak przed chwilą, ujrzawszy mnie niespodzianie mogła pani z przerażenia umrzeć. Czy nie przepowiedział ojciec, że gdy ukaże się powtórnie, pozostanie do życia tylko trzy dni?
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - O kobiecie wiecznie młodej.djvu/108
Ta strona została skorygowana.