Czesława Jankowskiego)
Od chwili gdy gdzieś w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej około roku 1848-go, pierwszy jak świat światem, drgnął stolik pod rączką, panny Katy Foks; od czasu gdy, bez mała osiemdziesiąt lat temu, pierwsze „medjum“ zapadło w trans wywołując oszałamiające fenomeny niesamowitych dotyków i „aportów“, pojawiań się jakichś twarzy widmowych a nawet całkowitych postaci — nie przestano do dziś dnia wdzierać się w tajemnice pozagrobowe drogą puszczania w ruch pukających stolików i samopiszących ołówków albu usypiania medjów.
Spirytyzm zarówno dyletancko-amatorski jak ściśle naukowy nie przestał do dziś dnia zaprzątać niezliczonej mnogości ludzi. Z chwilą zaś gdy przyjęto za realny fakt działanie na seansach sił bezcielesnych, zgoła od medjum niezależnych, z chwilą gdy wywód stąd uczyniono nie hipoteczny lecz niemal dogmatyczny, że owe zjawy i objawy są niczem innem jak obcowaniem z nami żywymi ludźmi, duchów osób zmarłych — spirytyzm zaczął powoli stawać się jakby rodzajem jakiejś religji wszechświatowej.
Osobliwie zaś dyletanckie uprawianie seansowego spirytyzmu stało się rychło bardzo wierutną nekromancją, prastarym i jednym z najstraszliwszych atrybutów tak zwanej „czarnej magji“, czyli znanem od czasów najdawniejszych wywoływaniem zmarłych, co było już przez Mojżesza surowo zabronione żydom, a następnie stale zakazywane przez Kościół Katolicki.
Faktycznie dowiem czyliż nie jest to jedno i to samo: czy mag (np. taki Eliphas Lewi, Johan Georg, Schrepfer, Cagliostro lub inny jaki).