Strona:Stanisław Antoni Wotowski - O kobiecie wiecznie młodej.djvu/67

Ta strona została skorygowana.

— Litości — powtarzał nieszczęśnik — litości...
— Prawdaż to? Mów...
— Daruj Wasza Królewska Mość! Zazdrość uczyniła mnie szaleńcem! W imię naszej miłości w imię naszej przeszłości daruj... daruj Krystyno!
— Czy spowiadałeś się już? — zapytała z przerażającym spokojem.
Monaldeschi z strasznym okrzykiem padł na ziemię. Czuł że nadzieja daremna. Krystyna skinęła. Halabardnicy podnieśli hrabiego i odprowadzili na poprzednie miejsce.
— Pani! — zawołałam z rozpaczą, — pani daruj mu! To ohydne. Sprowadzić mnie, bym asystowała scenie potwornej... Nie... nie... nie zabijaj go... Taki rozkaz nie może paść z ust kobiety!
— Nie jestem kobietą — odrzekła ponuro — jestem królową i mam prawo ukarać zdrajcę.

Uniosła rękę. Błysnął miecz Santinell’ego. Jak przez mgłę słyszałam odgłos zażartej walki. Potem długa struga ciemnej krwi spłynęła do mych stóp. Co dalej było nie wiem. Zemdlałam[1].

  1. Wszystkie wyżej opisane fakta są ściśle historyczne. Skazanie hr. Monaldeschi’ego na śmierć, a raczej zamordowanie tegoż, spowodowało takie oburzenie, że król Ludwik XIV przez kardynała Mazarin’a zabronił Krystynie ukazywania się raz na zawsze na swym dworze i polecił jej jaknajszybciej opuścić granice Francji. Z Francji Krystyna udała się do Rzymu w 1658 r. Ponieważ ze Szwecji nie przysyłano jej należnych apanaży, puściła się na najprzeróżniejsze awanturnicze pomysły; prosiła cesarza niemieckiego o powierze-