zując przejście potajemne, Arnoult chwyta kandelabr. Pociąga Ninon za sobą. Za chwilę znajdują się w pięknej, bogato urządzonej sypialni.
Arnoult śmieje się z cicha.
— Tu król jutro nocować będzie — szepce — Ninon, teraz rozumiecie?
— Nic.
— Zaraz dowiecie się wszystkiego.
W tym czasie drzwi potajemnego przejścia zamykają się bez szmeru. Nie przeraża to Arnoult. Zbliża się do pięknie amorami skrzydlatemi przyozdobionego kominka, pakuje... jednemu z amorków palec w ucho — i za chwilę obie znajdują się w swej komnacie... komnacie „duchów”.
— Teraz rozwiązanie zagadki — mówi Arnoult — Ninon siadajcie...
Panna de Lenclos zamienia się w słuch.
— Widzicie — poczyna chytra intrygantka — znam wszystkie sekrety tego zamczyska. Istotnie w wieku ubiegłym szereg osób nie wyszedł żyw z tej komnaty, lecz nie duchy były tego przyczyną.
— Któż taki?
— Pewien graf, nazwiskiem Ribaupierre, podówczas pan na tym zamczysku, ściągał tu bogatych podróżnych, których obfitą kolacją ugościwszy, uśmiercał najzwyczajniej, tym to potajemnem przejściem, w nocy, się do nich przedostając. Szło to na karb duchów. Teraz pojmujecie?
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - O kobiecie wiecznie młodej.djvu/83
Ta strona została skorygowana.