Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ofiary półświatka.djvu/102

Ta strona została uwierzytelniona.

tragicznego, a tyle pamiętnego w dziejach różnych osób wieczoru.
Tymczasem...
W mieszkaniu Helmanowej pozostała jeszcze jedna osóbka, o której zapomnieli w zamięszaniu wszyscy. Była nią panna Mary, inaczej Maryśka.
Ktoby ją obserwował z boku, mógł sądzić, że jest przerażona skutkami intrygi, której była głównem narzędziem.
Wtulona w róg otomany, zasłoniwszy twarz rękami, niczem kamienny posążek, przetrwała w tej pozie gwałtowne sceny, rozgrywające się obok. Dopiero, gdy z mieszkania wybiegł Fred, a nieco później Helmanowa, zapominając w podnieceniu o obecności Maryśki, dziewczyna odetchnęła z ulgą.
Bawili, co prawda, jeszcze Horwitz i Lenka. Ale z ich głośnej sprzczki łatwo wywnioskować się dawało, że i oni lokal rychło opuszczą.
Nareszcie trzasnęły drzwi u wejścia...
Maryśka znajduje się w zaczarowanym sezamie salonów „Helwiry“ prawie sama. W kuchni bawi tylko służąca. Śmiało odważyć się może na myszkowanie po apartamencie. Jeśli nadejdzie subretka, łatwo usprawiedliwi się byle jakim pretekstem.
Dziewczyna powstała z otomany, niczem kot, na palcach wślizgnęła się do stołowego pokoju. Szybki rzut oka, a na jej twarzy rozlał się wyraz zadowolenia. Na poplamionym obrusie, wśród poprzewracanych butelek, leży na stole zwitek banknotów. Dwa tysiące — dług zwrócony przez Lenkę — a niedbale pod serwetę rzucony przez Helmanową.
Palce dziewczyny pochwyciły paczkę łapczywie.